Unia Europejska ponownie wkracza na pole regulacji ruchu drogowego, a tym razem w ogniu krytyki jest pomysł stopniowania prawa jazdy. Zgodnie z nową propozycją, obowiązujące prawo kategorii B, pozwalające na prowadzenie samochodów osobowych o masie całkowitej do 1800 kg, zostanie podzielone na kategorię B oraz nową kategorię B+. Ta ostatnia pozwoli na prowadzenie pojazdów o masie całkowitej do 3500 kg.
Pomysł ten wydaje się być kontrowersyjny, a konsekwencje jego wprowadzenia są ogromne. Zmiany oznaczają, że miliony kierowców w całej Unii Europejskiej musiałyby zdać egzamin na kategorię B+, aby móc prowadzić pojazdy dostawcze, kombi czy SUV-y. Szokujące jest jednak to, że ta sama kategoria B+ miałaby także obejmować samochody elektryczne, które Unia Europejska tak aktywnie promuje ze względu na kwestie ekologiczne. Samochody elektryczne są znacznie cięższe niż ich odpowiedniki z silnikami spalinowymi, co wynika z obecności specjalnych baterii i układów.
Nowa regulacja nie tylko zmusiłaby kierowców do zdawania dodatkowych egzaminów, ale także wprowadziłaby szereg innych ograniczeń. Zdaniem Unii Europejskiej, osoby starające się o prawo jazdy kategorii B+ musiałyby mieć ukończone 21 lat i posiadać prawo jazdy kategorii B od co najmniej dwóch lat. Ponadto, przed przystąpieniem do egzaminu, musieliby przejść specjalny kurs teoretyczny i praktyczny.
Unia Europejska argumentuje, że te zmiany są niezbędne ze względu na bezpieczeństwo pieszych. Twierdzi, że piesi mają większe szanse na przeżycie w przypadku zderzenia z lekkim samochodem niż z SUV-em lub pick-upem. Jednakże nie wszyscy są przekonani do tego pomysłu.
Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów (ACEA) oraz Międzynarodowa Federacja Samochodowa (FIA) wyraziły swoje obawy i sprzeciw wobec tej koncepcji. Uważają, że to ograniczenie postępów, zwłaszcza w dziedzinie zielonej energii, która jest coraz bardziej istotna w kontekście zmian klimatycznych.
Decyzja Unii Europejskiej budzi wiele kontrowersji i wątpliwości co do jej skuteczności i celowości. Czy faktycznie wprowadzenie takich restrykcji wpłynie na poprawę bezpieczeństwa na drogach? Czy kierowcy zmuszeni do zdawania kolejnych egzaminów na pewno staną się bardziej odpowiedzialni za kierownicą? Czy nowa regulacja zaszkodzi rozwojowi samochodów elektrycznych? Na te pytania nie ma jednoznacznych odpowiedzi, ale to właśnie debata wokół tych kwestii rysuje się jako istotny punkt sporu. Ostateczna decyzja w tej sprawie pozostaje w rękach decydentów Unii Europejskiej, ale na pewno wywoła wiele dyskusji i kontrowersji na drogach Europy.